piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 5.

''Pamiętaj, że ja Harry Styles...''

Widzę to. Jest to światełko. Ono do czegoś prowadzi. Idę za tym. Są to białe drzwi. Otwieram je nie zważając na ryzyko. Weszłam. Jest to sala w szpitalu. Pełno ludzi. Lekarze. Odchodzi jeden i ukazuje mi się znana kobieta-moja siostra. Leży na łóżku szpitalnym i ciężko dysze. Płacze. Poci się. Za dłoń trzyma ją jej mąż. Podchodzę. Lekko gładzę jej polik moim kciukiem. Spogląda na mnie i prze. Znowu i znowu. Patrzę. Widzę główkę. Kibicuje jej. Nagle w sali pełno wody. Tak szybko się napełnia, że nie dało się chodzić. Tylko pływać...
Budzę się.

-a Ty co wymachujesz tymi łapami?-spojrzałam na rozbawioną Weronikę, która siedziała na mnie okrakiem ze szklanką w ręku.
Zwaliłam ją z łóżka tak, że opadła na podłogę i turlała się ze śmiechu. Ponieważ musiałam się z nią chwilę siłować, żeby spadła. Wyciągnęła dłoń w moim kierunku, prychnęłam śmiechem i poszłam do łazienki się wytrzeć. Sucha stałam przed lustrem wpatrując się w odbicie i myślałam nad sensem snu.Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Werę jak buszuje mi w pokoju. Jak się okazało zgubiła telefon, nigdzie go nie mogła znaleźć..Wzięłam mój telefon i zadzwoniłam pod jej numer, może ktoś go znalazł.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i proszę odezwał się zaspany zachrypnięty głos
*Halo?
*Kto mówi?
*To ja się pytam kto mówi? Ma Pan telefon mojej przyjaciółki
*Co? Chyba jakaś pomyłka..Ja mam swój..Dobra to jest możliwe bo ja nie mam różowego telefonu
*Mieszka Pan w Londynie?
*Tak..Ale jestem w tra..jutro rano wylatuję
*To jest możliwość, żebyśmy się spotkali i żeby Pan oddał telefon?
*Tak..nie ma sprawy. To może Pani mi napisać SMS gdzie i kiedy a będę
*To napiszę. A i proszę nie patrzeć w różne foldery w telefonie..
*Ja? Nie umiem tak..
*oby..do zobaczenia
*yhem
Rozłączyłam się i z przyjaciółką zastanawiałyśmy się o której możemy się spotkać z nieznajomym. Postanowiłyśmy na godzinę 15. Napisałam zaraz sms'a mężczyźnie i wyszła z mojego pokoju. Położyłam się w łóżku zakrywając się kołdrą i starałam się zasnąć. Ale nic z tego. Nie mogłam.Zadzwoniłam do mojej siostry-tej ze snu. Rozmawiałyśmy o wszystkim i opowiedziałam jej swój sen, była zdziwiona-przynajmniej tak mi się wydawało. Śmiała się ze mnie i zakończyłyśmy rozmowę żegnając się i kazałam jej zrobić test ciążowy, tak dla upewnienia. Przebrałam się w dres i zeszłam na dół do przyjaciółki. Usiadłam się w salonie na kanapie z nogą zgiętą pod brodę i patrzyłam w drzwi od łazienki. Myślałam o wszystkim co możliwe, o One Direction, o koncercie, o mamie-o wszystkim. Złapałam za telefon i wybrałam numer do mamy, od razu odebrała i się z nią przywitałam.
*Muszę Ci coś powiedzieć-usłyszałam w słuchawce i momentalnie zrobiło mi się ciepło, wiedziałam, że to nie będzie przyjemne
*O co chodzi?
*Anita..ja...mam raka-kiedy to usłyszałam zaczęłam płakać, płakać jak małe dziecko, które nie poradzi sobie bez mamy-osoby, która jest najważniejsza i najbardziej potrzebna do życia. Nie wiedziałam co powiedzieć, czy mam powiedzieć, że przykro mi, że to jakiś żart, że to musi tak być? Co mam jej powiedzieć? Weronika z kuchni zauważyła jak płaczę, przyszła i przytulała mnie, była ze mną. Nie pytała co się stało-za co jej bardzo dziękuję. Spojrzałam na nią i pobiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i zjechałam po nich plecami chowając przy tym twarz w otwartych dłoniach. Miliony myśli w mojej głowie. Miliony pytań. Zero odpowiedzi.
-Dlaczego Ty? Dlaczego nie ja?!-krzyczałam nad jej zdjęciem nie dostając odpowiedzi.
Mój telefon cały czas dzwonił a ja nie miałam siły go odbierać. Nie mogłam. Ostatecznie dotknęłam zieloną słuchawkę nie wiedząc kto to i tylko się wsłuchiwałam
*Dzień dobry, to znowu ja. Moglibyśmy się spotkać u mnie? Albo u was? Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał. Wyślę Panienką adres zamieszkania.Do widzenia
Rzuciłam telefonem w ścianę i znowu zaczęłam szlochać. Nie umiem się powstrzymać, to silniejsze ode mnie. Do tego wszystkiego do drzwi zaczęła dobijać się Weronika. Krzyczała, żebym jej otworzyła, ale ja nie chciałam. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie potrafię..Po moim policzku spływa olejna bezbarwna ciecz o słonym smaku. Czuje jak zjeżdża do moich kącików ust, mimo to nie chcę jej zetrzeć. Dziwne uczucie dowiedzieć się o tym, że najważniejsza osoba w Twoim życiu umrze w najbliższym czasie.

Usiadłam się w łazience na podłodze trzymając żyletkę. Nigdy tego nie robiłam, ale czytałam dużo o tym. Bez zastanowienia zaczęłam robić sobie dłuuugie do samej krwi rany na przed ramieniu. Przyłożyłam sobie ją do nadgarstka, już tylko od śmierci dzielą mnie 4 centymetry
-To Ci w niczym nie pomoże!-usłyszałam krzyk
Wydobywał się on z mojej głowy. Słyszałam go. Od razu moja dłoń powędrowała kilka centymetrów wyżej
-Nie rób tego! To w niczym nie pomaga!-i znowu
Zignorowałam głos w mojej głowie i przyłożyłam ostre narzędzie do żyły, jedna kreska, chwilowy ból,nic do stracenia.
-Co Ty robisz ?! Nawet nie próbuj ! Boże co Ty zrobiłaś? Jak mogłaś?-podniosłam głowę i ujrzałam Weronikę, która kucnęła i przytulała mnie i mamrotała coś typu ''Co Ty zrobiłaś? To nie jest powód by się ciąć ! A jakbyś trafiła na żyłę? Co bym bez Ciebie zrobiła?'' Mówiła to przez łzy, słyszałam jak pociągała nosem.

Nie odzywałam się w ogóle, nie mam po co. No bo po co ? Po co mam się odzywać skoro moja mama zniknie z tego świata ? To nie dla mnie..Kiedy odchodzi osoba, na której cholernie mi zależy to.. znika jakaś cząstka mnie. A wtedy to co się dzieje dopiero nadzejdzie, gdyż jeszcze nikt, taki nikt nie zniknął z mojego życia. Myślałam, że będę silna i dam sobie radę z utratą najważniejszej osoby, ale pomyliłam się. Jest źle..a nawet bardzo.
-Anita...możesz mi powiedzieć dlaczego to zrobiłaś?-zapytała Weronika kiedy leżałyśmy na łóżku a ja uspokoiłam oddychanie-No powiedz coś, proszę Cię. Nie wytrzymam w nie pewności! Proszę
-moja mama-wypowiedziałam widząc jak moja przyjaciółka domaga się prawdy-ma raka-powiedziałam i znowu zaczęłam płakać. Weronika zrobiła wielkie oczy i nie wiedziała co robić, od razu mnie przytuliła. Na szczęście nie zadawała głupich, niepotrzebnych pytań w moją stronę. Na prawdę, ale to na prawdę nie chciałam z nikim rozmawiać. Ja nie potrafię. Dzwonił mój telefon, kilka razy za ostatnim razem Weronika nie wytrzymała i i odebrała. Nie wsłuchiwałam się o czym rozmawia i z kim poprostu wzięłam zdjęcie mojej mamy i jak zwykle płakałam.
-Dzwonił ten koleś, że czeka już godzinę na nas u niego w domu. Powiedziałam mu, że ma przyjechać do nas, jesteś zła?
Kiwnęłam przecząco głowa i schowałam się pod pościelą dając jej do zrozumienia, że chcę zostać sama.
Wczoraj najpiękniejszy dzień w moi życiu. Dzisiaj najgorszy dzień w moim i mojej matki życiu. Dlaczego ona, a nie ja? Ona na to nie zasługuje! Jest osobą bardzo opiekuńczą, wspierającą swoje dzieci, czułą, uśmiechniętą od ucha do ucha, zdrową osobą. Jeszcze nikt w cholernym życiu nie dał mi tyle smutku co mama wiadomością o raku. Dzięki niej powstałam, dzięki niej tutaj jestem. Dzięki niej wiem co to znaczy kochać. Co to znaczy wspierać kogoś. Co to znaczy dbać o każdego nie zważając na religię, pochodzenie i tak dalej. Źle mi z tym, że zamiast zabraknąć mnie, zabraknie mojej mamy. 
-O przepraszam, ja pomyliłem drzwi-usłyszałam zacięcie w głosie mężczyzny i po chwili kroki-nigdy więcej tego nie rób-znowu usłyszałam i poczułam jak ktoś mnie przytula

Zerknęłam zza kołdry i ujrzałam burze loków. Po głowie nawet przeszła mi myśl, że to Harry Styles. I jak się okazało to był On. Tylko co on tu robi?! Odwrócił głowę w moją stronę i lekko się uśmiechnął. Moje zaczerwienione oczy powędrowały na okna.
-Wiesz kim jestem, prawda?-zapytała na co ja kiwnęłam głową-Wiesz, że nie ważne jak Ci źle nigdy więcej nie rób tego-powiedział po czym poprowadził mnie do pozycji siedzącej-nigdy więcej tego nie rób. Kocham cię-powiedział i znowu mnie przytulił
Moja głowa nadal leżała na jego ramieniu. Twarz nie wyrażała żadnych emocji prócz smutku, złości i smutku. Mój telefon znowu dzwonił, jednak dźwięk ten nie przeszkadzał mi w niemyśleniu.
-Ja Ciebie pamiętam. Byłaś na koncercie. Byłaś taka szczęśliwa, co się stało, że Musiało do tego dojść?-znowu zaczął gadać. Czy On nie może być cicho? Wzięłam jakiś długopis, który miałam pod ręką i napisałam na kartce ''Moja mama ma raka''. Dużo mnie to kosztowało bo chciałabym o tym zapomnieć, żyć jak dawniej; a ten zły, najgorszy dzień w ogóle nie chce minąc. Spojrzał na to i patrzył tak długo, aż znowu mnie nie przytulił. Usiadł na parapecie i patrzył na zewnątrz
-Rodzimy się by żyć...żyjemy by umierać-odparł bawiąc się swoimi palcami-osoby, na których nam zależy, odchodzą nie wiadomo z jakich przyczyn..-teraz będzie mi tu nawijać -Ale nie wiadomo jak jest źle nigdy nie wolno robić głupich rzeczy. Nigdy. Zawsze znajdzie się osoba, dla której jesteś kimś. Wsparciem. Nauką życia. Wzorem.-wstał i podszedł od mnie łapiąc mnie za ramiona-Już rozumiesz?! Nic nie trwa wiecznie. Pamiętaj, że ja Harry Styles zawsze będę z Tobą. Aż któreś z nas nie umrze. Tylko pamiętaj, że kiedy ktoś odchodzi zawsze będzie ta osoba w naszych sercach-powiedział i dotknął moją ręką mojej piersi-Słyszysz? Twoje serce straciło ważną osobę w Twoim życiu, ale do grona Tych ważnych doszła następna-powiedział i mnie przytulił-rozumiesz? zgadzasz się?
-zawsze One Direction było częścią mojego życia-powiedziałam na co On się uśmiechnął i mnie przytulił.